Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
daleko mi do przeciętnej świadomości?
- W porządku, siostro - ciągnąłem.
- Dostanę podwyższone dawki. Dziękuję.
- To nie trzeba wrzeszczeć na cały pawilon! - odburknęła zła i
wymachując rękami, jakby pędziła precz stado kur, wołała: - No, idźcie już!
Idźcie! Rozejdźcie się!
Nie ma co robić widowiska!
Idźcie!...
Skończone.
- Phi!... - parsknął któryś z gapiów.
- Zbiegowisko!... Phi!... - i poszedł chichocząc w kułak.
Któryś ziewnął przeciągając się, aż mu kości zatrzeszczały.
Inni wcześniej zaczęli się rozchodzić, niosąc przed sobą ręce
zgięte w łokciach.
Rozłazili się sennie, ślamazarnym chodem.
Z powolnością, na którą niełatwo patrzyć.
Nakarmieni neuroleptykami, drodzy rodacy, bez cienia narodowego
temperamentu.
- Skaranie boskie! - powiedział Chochlik ruszając w
daleko mi do przeciętnej świadomości?<br> - W porządku, siostro - ciągnąłem.<br> - Dostanę podwyższone dawki. Dziękuję.<br> - To nie trzeba wrzeszczeć na cały pawilon! - odburknęła zła i<br>wymachując rękami, jakby pędziła precz stado kur, wołała: - No, idźcie już! <br>Idźcie! Rozejdźcie się!<br> Nie ma co robić widowiska!<br> Idźcie!...<br> Skończone.<br> - Phi!... - parsknął któryś z gapiów.<br> - Zbiegowisko!... Phi!... - i poszedł chichocząc w kułak.<br> Któryś ziewnął przeciągając się, aż mu kości zatrzeszczały.<br> Inni wcześniej zaczęli się rozchodzić, niosąc przed sobą ręce<br>zgięte w łokciach.<br> Rozłazili się sennie, ślamazarnym chodem.<br> Z powolnością, na którą niełatwo patrzyć.<br> Nakarmieni neuroleptykami, drodzy rodacy, bez cienia narodowego<br>temperamentu.<br> - Skaranie boskie! - powiedział Chochlik ruszając w
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego