Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
blada i z cicha pojękiwała. W jej nieruchomych oczach lalki malowało się teraz cierpienie. Chodziłem z kąta w kąt osowiały, zmieniałem okłady, uciszałem bliźniaków. Byłem zły i znudzony. W pewnej chwili Kazia wzięła moją dłoń i przyłożyła ją do swego czoła.

- O, tak, tak... - szepnęła. - Masz taką chłodną, przyjemną rękę... Przyłóż jeszcze drugą... Czuję wyraźną ulgę...

Po kilkunastu minutach oświadczyła, że ból jej przeszedł, poweselała, zaczęła się uśmiechać i szczebiotać jak przedtem:

- Adamaszku, przerażasz mnie. Masz magiczne ręce. Jesteś jasnowidz i mag. Słowo daję. Może w przyszłości będziesz wróżbitą i znachorem! A ja się boję wszystkich nadprzyrodzonych zjawisk, wszystkiego, czego nie
blada i z cicha pojękiwała. W jej nieruchomych oczach lalki malowało się teraz cierpienie. Chodziłem z kąta w kąt osowiały, zmieniałem okłady, uciszałem bliźniaków. Byłem zły i znudzony. W pewnej chwili Kazia wzięła moją dłoń i przyłożyła ją do swego czoła.<br><br>- O, tak, tak... - szepnęła. - Masz taką chłodną, przyjemną rękę... Przyłóż jeszcze drugą... Czuję wyraźną ulgę...<br><br>Po kilkunastu minutach oświadczyła, że ból jej przeszedł, poweselała, zaczęła się uśmiechać i szczebiotać jak przedtem:<br><br>- Adamaszku, przerażasz mnie. Masz magiczne ręce. Jesteś jasnowidz i mag. Słowo daję. Może w przyszłości będziesz wróżbitą i znachorem! A ja się boję wszystkich nadprzyrodzonych zjawisk, wszystkiego, czego nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego