lokaja, tak zamanewrowała tacami, kielichami, koronkami, kwiatami, że atmosfera świetności osiągnęła zenit. Manitka w białej krynolinie, <page nr=93> z jasnym warkoczem wkoło głowy, z grottgerowskim czołem uskrzydlonym ciemnymi brwiami, snuła się pośród Włochów jak egzotyczny sen. Krzysio ostrzyżony w ramkę zastanawiał panie sępim sarmackim profilem, podziwiano portrety dziadów w kontuszach i grafiki Skoczylasa, słuchano preludiów Chopina, smakosze delektowali się barszczem, wódką żubrówką i ciastami podług przepisu lekkomyślnej Sophie. Błogostan płynący ze szczęśliwego doboru wrażeń przyprawionych pikanterią obcości ogarnął zgromadzonych. Różnojęzyczni ludzie przemawiali do siebie z czułym szacunkiem, z konfidencją. Wyrazy "Polska, Pologne, Polacco, Polish" pobrzmiewały emfazą. <br>Róża dała się uprosić i przy akompaniamencie