Nocne pijatyki w salonie. Salwy przerywające sen, strach. Okazywało się potem, że to nic, tylko zabawa. No i wszy. Zalęgły się wszędzie. Syzyfowy trud przeglądania włosów i odzieży. Szczególnie Irenki, lazły do niej zewsząd. Insekty przynieśli milicjanci. Trudno ich nawet winić, nocowali po najróżniejszych dziurach, stale któryś był w drodze. Strzegliśmy się, uważaliśmy, mimo to i nas dopadło robactwo. Nawet starą hrabinę, tak w każdym razie twierdziła Burakówna. Może przez zawiść? Nie lubiła hrabiny. Niedługo już. Pewnego dnia Marysia spakowała węzełek i przyszła się pożegnać.<br> - Wyjeżdżam, proszę pani.<br> - Znalazłaś może rodzinę? Ojca?<br> - Nie. Nie bardzo już wierzę, że żyją. Obywatel Kacperczak wystarał