ścisły, aż drgający od temperatury wewnętrznej, wskazuje, do czego się Brzozowski wewnętrznie dopracował. Tej książki nie można przeczytać tylko, trzeba z nią współżyć. Zginęła tu młodopolska patetyczność, młodzieńcze kaznodziejstwo, jest nieustanny rachunek nad sobą, bezwzględny, i śmiertelny wysiłek, by nic nie uronić z tego, co jeszcze wyrazić chce czy musi. Szkalowany, wyrzucony jakby poza obręb społeczności polskiej, umierający w dalekiej Florencji, notuje: "<q>Nie stoicka nietykalność, ale przezwyciężenie ran odczutych</>", pisze o zdolności przebaczenia, które jest kryterium siły, o pustyni samotności wśród "<q>głupoty i miałkiego wrzasku polskiego życia</>". Błyskawicznymi rzutami naświetla całe dziedziny problemów i myśli, nie ma tam strony, która by