ani jezdni, tylko wydmy, a na nich drewniane domki i chodniki z siwych desek. Kismet i inne osady siedzą okrakiem na Fire Island, wąskim pasku lądu, długim na dziesiątki mil. O południowy piaszczysty brzeg Fire Island uderza Atlantyk, od północy płytka cieśnina oddziela wyspę od równie płaskiej, wielkiej Long Island. W zimie wygwizdów, za to latem sielanka. Do transportu ładunków służyły tu od zawsze czterokołowe wózeczki, na których akurat mieści się karton mleka i grube niedzielne wydanie codziennej gazety, dowiezione promem. W lecie ceny najmu za domki szły w tysiące dolarów, chociaż nie dorównywały astronomicznym cenom w Hamptons, bliżej wschodniego cypla Long