mnicha.<br>- E, marne dziady - orzekła Wala. - U nas, na Ukrainie, to było dziadów a dziadów. Mrowie takie, jakby powyłazili spod korzeni.<br>Gdy weszło się za bramę, cmentarz wyglądał jak barwny jarmark, targowisko albo niezwykła biesiada dla kilkuset osób, rojna i gwarna. Na mogiłach, obrusami przykrytych, stało mnóstwo jadła. Jurkowi i Wali oczy zabłysły, zgłodniali dopadli pierwszej z brzegu mogiły. Należało <foreign>perechrestytsia</>, co skwapliwie uczynili, po czym gospodyni wręczyła im po obfitym pierogu. Był bardzo smaczny, pełen sera. Pochłonęli go pośpiesznie, łapczywie. I szli dalej, nie wierząc własnym oczom, oszołomieni widokiem takich kroci pierogów, które - jak się okazało - były nadziewane nie tylko