tacy synowie?<br>Wśród rosnącego wściekłego pomruku Hayn von Czirne dobył nagle miecza, machnął nim, aż zaświszczało.<br>- A pakliby - ryknął - przeciwił się kto temu, com rzekł, lubo mniemał, że łżę, pakliby któremu to nie w smak było, tedy prosim tu, na plac! Wnet żelazem rzecz rozstrzygniem. Nuże! Czekam! Psia mać, od Wielkanocy nikogo nie ubiłem.<br>- Niepięknie postępujecie, panie Hayn - powiedział spokojnie Markwart von Stolberg. - Godzi się to?<br>- Nie tyczy się, com rzekł - Czirne jeszcze bardziej wysunął żuchwę - ani was, cny panie Markwarcie, ani imć pana Traugotta, ni w ogóle nikogo ze starszyzny. Ale swoje prawa znam. Z gromady wyzwać mi wolno. <br>- Jać