naczelnego architekta Warszawy. Obaj, tak jak i cała rodzina Mirka, pochodzili zza Buga i wciąż jeszcze w ich głosie słychać było śpiewny, wschodni akcent.<br>Mirek nie cierpiał rodziny, nie znosił Milanówka i marzył tylko o tym, żeby zdobywszy jakiś zawód usamodzielnić się jak najprędzej, a już najlepiej wyjechać za granicę. Wujek pułkownik, który jakoś zdołał przemknąć się przez sita różnych weryfikacji politycznych i dotrwać do emerytury w Wojsku Polskim, pewno dzięki odbyciu "prawidłowej" drogi wojennej, z Sielc przez Lenino do Berlina, miał znajomych po całym świecie i obiecywał pomoc. Jeśli z Warszawą nie wyjdzie, to można by próbować do ciotki Romy