zasłuchani byli w głos "swego" kapitana i - jak nam się wydawało - z zachwytem powtarzali za nim stałą część przemówienia, jakby odmawiali razem z nim litanię za tych z nas, którzy nie mogli pohamować wesołości.<br> Żaden wzrok, nawet przyprowadzonego do pasji "kochanego dymisjonowanego komandora", nie był w stanie powstrzymać lawiny słów. Wyżłobiła ona sobie koleiny nie tylko w myślach kapitana, ale i słuchaczy. Kapitan mówił, mówił i mówił. Gdy dochodził do słów "kochAAAni moi...", "kościuszkowcy" automatycznie powtarzali: "stAAArsi oficerowie, młOOOdsi oficerowie, stAAArsi urzędnicy, młOOOdsi urzędnicy, chłOOOpcy okrętowi, kobiEEEty, mężczYYYźni, inne płcie, stAAArsi marynarze, młOOOdsi marynarze, stAAArsi mechanicy, młOOOdsi mechanicy, sternIIIcy, stAAArsi kucharze