wyprowadzę ciebie. <br>Adam zjeżył się. <br>- Z jakiej <orig>słobodki</>? Dokąd chcesz znowu prowadzić? <br>- Nie udawaj, że nie wiesz! - wybuchnęła. - A któż pragnął, kiedy pierworodnemu synowi zaledwie puch pod nosem wyrastał, do emerytury wyjść i do popadii na <orig>słobodce</> kupiwszy, lat jeszcze niestarych w gnuśności dożywać? Czy to ja może pragnęłam? <br>- Phi - bąknął Adam - domek popadii to była niezła okazja... Wszystkiego trzy tysiące rubli. A Władyś... Cóż Władyś! I tak do Berlina pojechał. <br>Różę krew zalała. <br>- Ach, ach, nie mogę słuchać! Miejże wstyd, milcz przynajmniej! "Władyś pojechał". Ale, gdybyś ty na emeryturze w popadijnym domku, gotówkę wydawszy, osiadł, któż by jemu na studia