Niestety, ani Lisa Gerard, ani Brendan Perry jako soliści nie mają już tyle do powiedzenia, co duet. Powiem szczerze - Perry nie ma nic do powiedzenia. Jego solowy album przechodzi obok uszu obojętnie. Nie ma tu nawet echa cudownej muzyki Dead Can Dance. Artysta chce się koniecznie wpisać w nurt depresyjnych bardów, ale do Nicka Cave'a, Toma Waitsa, Leonarda Cohena, że o Timie Buckley'u już nie wspomnę, bardzo mu daleko. Owszem, ta muzyka wywołuje depresję. Ale nie dlatego, że taka jest jej siła oddziaływania. Bierze się raczej z rozczarowania, że tak wielcy artyści nagrywają tak słabe płyty.<br><br><br><br>MARILYN MANSON<br>The Last Show