z egar, dwudziestoczterogodzinny, podział doby traktowano poważnie.<br>Jeszcze cztery, trzy, dwa zamachy wahadła; zegar zaczyna dzwonić.<br>Gwar, śmiech, kieliszki brzęczą.<br>Jest to chwila wędrowania, odszukiwania najbliższych, ogólne "kochajmy się", ogólne odpuszczenie i powszechne wołanie: wszystkiego, wszystkiego najlepszego - ktoś tam liczy: dziesięć, jedenaście, dwanaście!<br>I oto nagle zegar zmienia ton i barwę.<br>Dzwoni nowym głosem - jak dwa odległe dzwony nastrojone na małą, nie dostrojoną tercję.<br>Bije dalej: trzynaście, czternaście, piętnaście... niczym chudy czarny diabeł z dzwonnicy w holenderskiej osadzie Vandervotteimitis.<br>Nie należy dziwić się zaskoczeniu obecnych.<br>Franek bardzo niedawno znal azł zegarmistrza - znawcę, miłośnika i mistrza starodawnych czasomierzy.<br>Majster zdołał z wielkim