zaledwie,<br>Już przerzucanych po kartach historii,<br>Jak się przerzuca kamienie na sitach,<br>Winę na innych; na jarmarkach - żywiec.<br>Mamy tych braci - tych zmarłych zaledwie,<br>A już dźwiganych do wtórej roboty.<br><br>Najpierw się muszą wyłamywać z szuflad,<br>Z matczynych biurek ze złoconym zamkiem,<br>Z owych izdebek czułości i trądu,<br>Gdzie leżą bladzi, zadławieni pudrem,<br>W powiędłych skrzydłach kołnierzyków Jula,<br>W maskach niemowląt lub swojonych ptaków.<br><br>Tam oni - chudzi, wiecznie anemiczni -<br>Błądzą po kątach, wikłają się w lustrach<br>Zdjęć amatorskich; przerzucają lasy<br>Cenzurek szkolnych, dentystycznych recept.<br>Umarli krzyczą w matczynych szufladach<br>Śmiesznym głosikiem z okresu mutacji.<br><br>Potem wędrują przez piekło legendy,<br>Wywoływani z