się wcześnie, bo było mu jakoś zimno, przewracał się i kulił, ale nie pomagało, dmuchało na niego mroźne powietrze. Odwrócił się od okna, zaciągnął kołdrę na szyję i przyglądał się słońcu na ścianie. Pod ścianą, na wielkiej płachcie, rozsypano mąkę, żeby przeschła. Leniwie wodząc oczami po niej, nagle zaciekawił się, błyszczało coś w niej, jakby kryształki lodu lub soli. Zerwał się i przykucnął dotykając: okruchy szkła. Wtedy, zdziwiony, oglądał się za siebie na okno. W szybie dziura tak na dwie pięści i naokoło rysy rozpryskiwały się gwiaździście. Pobiegł zaraz do babci Misi, wołając, że ktoś w nocy cisnął z sadu kamieniem