nie ta, pod którą stał Jurand, ale od czego jest wyobraźnia Muszę powiedzieć, że byłam strasznie niedorozwiniętą w pewnych dziedzinach osobą, nieuświadomioną i bardzo przy tym wstydliwą. W swej naiwności nie wiedziałam, skąd się biorą dzieci - autentycznie wierzyłam, że to sprawka bociana. I byłam z tym szczęśliwa. Nie całowałam się, broń Boże, z tym Tadkiem. Po nabożeństwach majowych, spotkaniach kościelnych czy szkolnych odprowadzał mnie do domu ciotki. Opowiadał o sporcie, a ja o gwiazdach filmowych, których zdjęcia wtedy zbierałam.</><br><who1>RS: Więc nie było wyznań, rozmów o miłości?</><br><who2>K.S.: O miłości? Skąd! Były za to namiętne listy pisane gorącym piórem, które kończyły