z Grodna.<br>- Tu chodzi o nudę, często mi się to nie zdarza - tłumaczył jeden <orig>długoweekendowy</> istotę wypoczynku. Roweru nie wypożyczał, w pięknych wąwozach nie był, statkiem nie płynął, bo już to wszystko zna. Teraz tylko drink w Domu Architekta albo Dziennikarza i na rynek, jak Ernest H., z braku byków byczyć się. Albo z mamą przybraną w wielki, młodopolski, słomiany kapelusz ze wstążką na mięćmierskie górki, gdzie ludzi jest mniej, jacyś bardziej stonowani, leżący na leżakach pod starymi chałupami. Nie ma tu sklepu, a każdy samochód ma rejestrację warszawską.<br>- Chciałbym może zobaczyć dom Olbrychskiego - zadeklarował zbyt głośno pewien skromnie ubrany <orig>długoweekendowy