plecyma.<br>Wieśniacy odwrócili się jak na komendę, zamruczeli, patrząc na siedzącego na tobołkach kota. Ten zaś, za nic sobie mając powszechne zainteresowanie, zadarł do pionu tylną nogę i skupił się na wylizywaniu sobie zadka.<br>- Ot i pokazało się - powiedział wśród zupełnej ciszy Zoltan Chivay - że wasz niezbity dowód kocurowi pod chwost, pobożny mężu. Jaki drugi dowód będzie? Może kocica? Dobrze by było, spikniemy parkę, rozmnożymy, żaden gryzoń do spichlerza na pół strzelenia z łuku nie podejdzie.<br>Kilku wieśniaków parsknęło, kilku innych, w tym starosta Hector Laabs, otwarcie zarechotało. Kapłan spurpurowiał.<br>- Zapamiętam cię, bluźnierco! - ryknął, mierząc palcem w krasnoluda. - Bezbożny koboldzie! Kreaturo