zostawił samego. Zacząłem więc kontemplować salon i obrazy. Największy z nich, współczesny, przedstawiał młodzieńca na progu kościoła, otoczonego gromadą żołnierzy w papachach. Bliżej stojący, o twarzach karykaturalnie mongolskich, godzili w pierś chłopca bagnetami. W głębi kościoła widać było tabernakulum z migocącą srebrną hostią. Rodzaj malarstwa był mi znany, alegoryczny i ckliwy. Tabliczka na nim wyjaśniała treść obrazu, to znaczy: "Il martirio d'Andrea Zgierski." Odczytałem ją machinalnie. Bez niej też wiedziałem, o co i o kogo chodzi. Brat pani Campilli, z domu Zgierskiej, zginął w okolicznościach takich jak na obrazie. Pod Żytomierzem, na stopniach wiejskiego kościółka, latem 1917 roku zamordowany przez gromadę