naraz, pojedynczo... Poszedł do zlewu, zderzywszy się po drodze z kimś, kto <page nr=342> się wymykał ku wyjściu, zda się, dziewczyna. Natrafił wreszcie na kran, dopadł ustami i chłeptał długo, łapczywie. Gdy uniósł głowę znad zlewu, nie słyszało się żadnego szmeru ani szeptu.<br>Zapalił. Jedno mu się już udało: młodzież wypuścił. Bo, co by było, gdyby Staszek zamknąwszy młodzież jak zwykle, gdy ta miewała swe "roboty ręczne" - malowanie sztandarków, wycinanie szablonów czy powielanie - gdyby Staszek nie zdołał mu oddać klucza?! Siedziałoby bractwo nadal zamknięte, bez jedzenia, po ciemku, bojąc się zdradzić głosem czy światłem - dla sąsiadów przecież mieszkanie miało być puste, bez gospodarza, czego