od świtu do zmroku. Zajęty robotą nie zauważył nawet, że córka jego smutniała z każdym dniem coraz bardziej. <br>Snuła się po kamieniczce, stawała blada przy oknie i godzinami patrzała na uliczkę. Ożywiała się jedynie wtedy, gdy ktoś zakołatał do domu. Poprawiała wtenczas suknię, zbiegała pośpiesznie po schodach, otwierała drzwi i cofała się do swej izdebki, rozczarowana i smutna. Zasłuchana w tykanie i kuranty zegarów, ocierała łzy toczące się po policzkach, pochylała głowę i nuciła cichutko: <br>Dzwonią zegary, <br>a ja smutna płaczę, <br>biją zegary, <br>ja się niepokoję, <br>myślę, że Stanko <br>już w <orig>dźwierze</> kołacze, <br>a to serduszko <br>puka w piersi mojej. <br> Nie