Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Arsenał Gorzowski
Nr: 6
Miejsce wydania: Gorzów Wielkopolski
Rok: 1998
swoje mniej lub bardziej widoczne ślady w murach, fragmentach drogi, w genach drzew pielęgnowanych setkami lat.
Lipcowy księżyc podskoczył ku górze, za oknem ścichło łopotem ćmich skrzydeł.
- Później, po tej całej Syberii, jak wróciłam w '46, to jeszcze trochę pomieszkaliśmy w Rosi, tam jeszcze za mąż zdążyłam pójść. Trochę popracować, coś tam przy domku zrobić. Za bardzo nie było z czego, ale jakoś powoli, powoli. No, ale już tam prawie żyć nie było z kim. Polacy powyjeżdżali, my prawie sami zostaliśmy, no i pomyśleliśmy, że czas nam pojechać, czas do Polski.
Starszy pan mówi, że wcale nie szkoda, że tam już nie
swoje mniej lub bardziej widoczne ślady w murach, fragmentach drogi, w genach drzew pielęgnowanych setkami lat.<br>Lipcowy księżyc podskoczył ku górze, za oknem ścichło łopotem ćmich skrzydeł.<br>&lt;q&gt;- Później, po tej całej Syberii, jak wróciłam w '46, to jeszcze trochę pomieszkaliśmy w Rosi, tam jeszcze za mąż zdążyłam pójść. Trochę popracować, coś tam przy domku zrobić. Za bardzo nie było z czego, ale jakoś powoli, powoli. No, ale już tam prawie żyć nie było z kim. Polacy powyjeżdżali, my prawie sami zostaliśmy, no i pomyśleliśmy, że czas nam pojechać, czas do Polski.&lt;/&gt;<br>Starszy pan mówi, że wcale nie szkoda, że tam już nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego