Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Literatura Ludowa
Nr: 3
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1957
a drużki i swacia śpiewali:

Wreszcie orszak weselny wyruszał do kościoła. Ślub był zawsze rano, przeważnie o godzinie 8-mej na mszy, bo inacy ksiądz nie doł. Zdarzało się jednak, że ksiądz czekał do godziny 11-tej, jeśli ktoś zapłacił. Czasem trudno było się wybrać w porę z domu, bo częstowali się, była pijatyka, lub nie zdążyli, bo po drodze młoda musiała wszystkich brać pod nogi przy tym każdy mówił jej "niech cie Pan Jezus błogosławi". Młody schylał się razem z młodą. Swaszka tymczasem rzucała po drodze przyglądającym się "szyszki". Były to gałki pieczone z żytniej mąki. Małe szyszki do rzucania piekło
a drużki i swacia śpiewali:<br>&lt;gap&gt;<br>Wreszcie orszak weselny wyruszał do kościoła. &lt;dialect&gt;Ślub był zawsze rano, przeważnie o godzinie 8-mej na mszy, bo inacy ksiądz nie doł.&lt;/&gt; Zdarzało się jednak, że ksiądz czekał do godziny 11-tej, jeśli ktoś zapłacił. Czasem trudno było się wybrać w porę z domu, bo częstowali się, była pijatyka, lub nie zdążyli, bo po drodze młoda musiała wszystkich brać pod nogi przy tym każdy mówił jej "niech cie Pan Jezus błogosławi". Młody schylał się razem z młodą. Swaszka tymczasem rzucała po drodze przyglądającym się "szyszki". Były to gałki pieczone z żytniej mąki. Małe szyszki do rzucania piekło
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego