w krocie warkoczyków, śniade, płaskie twarze i węgliste oczy; w atłasowych kaftanikach siedziały na mozaikowej posadzce meczetu z podwiniętymi nogami, pokazując zagięte czubki sandałów. Zgromadzone przy filarach z marmuru, który był albo różowy ze ślicznymi żyłkami, albo czarny, tak wspaniale czarny, że zdawał się ciepły jak aksamit.<br>W porównaniu do dobrodusznych i milkliwych gospodyń białoruskich na grodzieńskim targowisku - robiły nieprawdopodobny zgiełk, przekrzykując się, zachwalając swoje towary, cmokając, mlaskając i tak przewracając oczami, jakby ofiarowywały najwspanialsze przysmaki Wschodu, rozkosze podniebienia rodem z rajskich ogrodów. Roje much bzyczały ogłupiałe, trąciło potem i szczyną, bo gawiedź sikała po kątach, czasem przesunęła się strojnisia smużąc