bez słowa kiwnął palcem na Polka. Chłopiec wszedł posłusznie na ganek. Dziadzia uniósł dłoń z dyscypliną i począł mu wymierzać karę sprawiedliwą. 4. Słońce podnosiło się z horyzontu w czerwonym pyle. Resztki nocy ściekały szybko do lasów, rozpadlin głębokich i wąwozów. Sygnaturka drewnianego klasztoru, skrytego w zagajniku, dzwoniła czysto i donośnie jak szkło. Baptyści w Dolnych Młynach ukończyli swe nocne modły, rozchodzili się w różne strony, do odległych wsi, zaścianków i miasteczek. Szli pojedynczo, co najwyżej samowtór, ciemno ubrani, ginęli w leśnych steckach i ciasnych miedzach.<br>- Co to ja chciałem powiedzieć? - mówił niedbale Kękuś. <br>- Aha, ośmieszyliśmy się doszczętnie. Nie wiem, jak