Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
ci, Stachu, każdy Moskal to zbir. W każdym żyje duch Stołypina. Ja, panie święty, dawno plunąłbym na wszystko i wyjechał z Pitra do Warszawy... Ale tam znowu za dużo mam rodzinki... Siostrunie wściubiałyby nosy w moje życie. Chodziłyby, zabiegały, żeby spadek po mnie odziedziczyć... A ja nie potrzebuję, żeby ktoś dybał na moje rubelki... Sam je wydam... Co zarobiłem, to moje...

- Bronku, masz chyba manię prześladowczą - rzucił ojciec.

Wuj pokiwał ironicznie głową.

- Wiem, co mówię! Ty, panie święty, nie znasz mojej rodzinki... Nie tylko do Pitra, na koniec świata od nich bym uciekł...

Aniuta podała herbatę. Wuj nasypał sobie cukru do
ci, Stachu, każdy Moskal to zbir. W każdym żyje duch Stołypina. Ja, panie święty, dawno plunąłbym na wszystko i wyjechał z Pitra do Warszawy... Ale tam znowu za dużo mam rodzinki... Siostrunie wściubiałyby nosy w moje życie. Chodziłyby, zabiegały, żeby spadek po mnie odziedziczyć... A ja nie potrzebuję, żeby ktoś dybał na moje rubelki... Sam je wydam... Co zarobiłem, to moje...<br><br>- Bronku, masz chyba manię prześladowczą - rzucił ojciec.<br><br>Wuj pokiwał ironicznie głową.<br><br>- Wiem, co mówię! Ty, panie święty, nie znasz mojej rodzinki... Nie tylko do Pitra, na koniec świata od nich bym uciekł...<br><br>Aniuta podała herbatę. Wuj nasypał sobie cukru do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego