rozstrojony, nie przeszkadzało to jednak zebranym. Wszyscy śpiewali kolędy, niektórzy fałszowali, najgłośniej huczał proboszcz. Marta gapiła się na wyprane portiery, równo zawieszone u okiennych gzymsów. Kto domyśliłby się, że za nimi prócz drewnianych okiennic są jeszcze obowiązkowe czarne rolety? Nic nie przypominało w tej chwili wojny ani tego, co każdy dźwigał we własnej pamięci. "Bóg się rodzi, moc truchleje" - powtarzały usta jakże różnych i jakże zgodnych w tej pieśni. Irenka zasnęła na pokrytej atłasem berżerce pod portretem jednej z Borowskich. Ksiądz zaczął się zbierać, tłumacząc, że czas mu na pasterkę.<br> - A godzina policyjna? Co proboszczunio, wikary odprawi, a my tu razem