w teraźniejszości. Jego śmierć miała więc w sobie jakąś przykrą nieistotność, nie tyle cokolwiek zmieniała, ile utwierdzała stan rzeczy, mający już pozory pewnej trwałości. Jednocześnie zaś utwierdzając obarczała go jakimś niepotrzebnym dramatyzmem; świadomość, że ktoś, kogo znałem, i to całkiem nieźle, znajduje się obecnie między umarłymi, wywoływała we mnie rodzaj ekscytacji, pojawiającej się zresztą zazwyczaj w momentach, kiedy z całą pewnością możemy użyć słówka <hi rend="italic">nigdy</>.<br><br>Chyba wciąż nie potrafię traktować śmierci (powiedzmy: cudzej śmierci) poważnie. W dzieciństwie, kiedy zdechł mi chomik, puszczałem płytę z <name type="tit">Marszem żałobnym</> Beethovena i czekałem nadejścia tych wzniosłych uczuć, aż w końcu uświadomiłem sobie nieszczerość całej tej