się zdobyć, żeby mu powiedzieć, że zauważyła. Bladł i rumienił się, było mu jej żal i zawsze potem ta chwila ; podrzut głowy go góry, przeskok w bezczelność. I wierzył sam, w co mówił, kłamiąc, a to było najboleśniejsze. Tkwiła w nim jakaś niezdolność przeżywania świata jaki jest, ozdabiał go swoimi fantastycznymi pomysłami , zawsze pewien, że wynalazł nowy sposób zdobycia fortuny, który chwilowe podłostki usprawiedliwia. Wiedziała, że nie mógł się zmienić. Zaklęci, wzywające jego powrotu, nie było czyste. Bez ustanku przychodziły obrazy tego, co musiało dokonać, przez jego słabość, niezdolność do jakiejkolwiek wytrwałości, brak zawodu. Jakieś sutenerskie spelunki wielkich miast, mężczyźni grający