Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Naj
Nr: 41
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2003
rzuca słów na wiatr. Wydał konkretne polecenie, by "frajera wywieźć do piachu". Kazimierz zdawał sobie sprawę, że znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Bandyci zwracali się do siebie, używając pseudonimów: Kaptur, Jacol, Bankowiec, Doktorek. Mówili, że mają swoje wtyki. Dzwonili z telefonów komórkowych do "ważnych osobistości" i do Ojca. Przerażony mężczyzna gotów był zrobić wszystko, byle mu darowali życie. A oni wycenili je na 50 tys. zł. O północy Ojciec zażądał, aby Kazimierz S. rano przelał gotówkę na wskazane konto. Skąd wiedział, że łodzianina na to stać? Wtedy jeszcze Kazimierz nie zadawał sobie tego pytania. Bandyci zadbali, by jego rany i siniaki nie
rzuca słów na wiatr. Wydał konkretne polecenie, by "frajera wywieźć do piachu". Kazimierz zdawał sobie sprawę, że znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Bandyci zwracali się do siebie, używając pseudonimów: Kaptur, Jacol, Bankowiec, Doktorek. Mówili, że mają swoje wtyki. Dzwonili z telefonów komórkowych do "ważnych osobistości" i do Ojca. Przerażony mężczyzna gotów był zrobić wszystko, byle mu darowali życie. A oni wycenili je na 50 tys. zł. O północy Ojciec zażądał, aby Kazimierz S. rano przelał gotówkę na wskazane konto. Skąd wiedział, że łodzianina na to stać? Wtedy jeszcze Kazimierz nie zadawał sobie tego pytania. Bandyci zadbali, by jego rany i siniaki nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego