łysinę. <br>- Coś pan, panie Chocoł, taki strachliwy? - zażartowałem. - Dawaj pan paczkę popularnych i "Gazetę Toruńską". <br>- Ja chce sporty - powiedział stary. - Dziesiątke.<br>- Nie ma sportów, są popularne - dobiegło z kiosku. - Takie same, Kotowicz, ino nazwę zmienili.<br>- Radomskie czy krakowskie? - chciał wiedzieć. <br><br>- Tylko krakowskie. <br>- To co ty, Chocoł, za towar trzymasz? Krakowskiemi gwoździami handlujesz?<br>- Idź <orig>se</>, dziadu, kupuj <orig>dzie</> indziej.<br>- <orig>Zara obale te bude</> razem z tobą - zagroził stary. - Już raz żem tak zrobił. Zapomniałeś? <br><br>Kioskarz z dziadkiem nie lubili się. Chocoł był zapalonym rybakiem, więc trzymał z moim tatą, który zaopatrywał tutejszych wędkarzy w sprzęt zdobywany zimą w warszawskich sklepach. W zamian