zasmarkanym, a w lecie oczywiście biec na bosaka. Felek spełniał wszystkie te warunki i dlatego nie tylko go kochałem, ale i podziwiałem. Ponieważ jednak pogoda nie zawsze pozwalała nam się bawić na ulicy, zapragnąłem pewnego słotnego dnia wprowadzić przyjaciela "na pokoje". Znając zaś drażliwość mojego ojca na punkcie czystości i higieny, postanowiłem mojego gościa doprowadzić do "wysokiego połysku". W tym celu ustawiłem go przy zlewie w kuchni, odkręciłem kran, i, jak to czyniła rano służąca z ubraniem ojca, zwilżając miotełkę wodą, czyściłem skromną konfekcyjną powłokę Felka. Tyle, że służąca lekko zaledwie zwilżała narzędzie czystości, a ja ociekającą miotełkę przenosiłem wraz z