Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
przy sąsiednim biurku sierżant.
- Nie, kurwa. Wychodzi na to, że do siebie. - Zerknął na zegar. - Mamy sobotę, prawda? Osiemnasta. O tej porze w czwartek dzwonili z wojewódzkiej i kazali jak najpilniej sprawdzić tego... - spojrzał na kartkę - Jurzyńca. Nienotowany, więc trzeba w ratuszu, nie? Wieczorem nieczynne, to piszę, kładę zmiennikowi na honorowym miejscu. Mija szychta, druga, wracam i co widzę?
- Też szybki jesteś - zauważył sierżant.
- Bo ją jakiś kretyn na koniec wepchnął! Ile razy się umawiałem z jełopami, żeby kłaść według ważności! A tu masz, o... Kradzież kury - z przodu. Rower zginął... no, dobra, rower niech będzie, dla niektórych to dziś majątek
przy sąsiednim biurku sierżant.<br>- Nie, kurwa. Wychodzi na to, że do siebie. - Zerknął na zegar. - Mamy sobotę, prawda? Osiemnasta. O tej porze w czwartek dzwonili z wojewódzkiej i kazali jak najpilniej sprawdzić tego... - spojrzał na kartkę - Jurzyńca. Nienotowany, więc trzeba w ratuszu, nie? Wieczorem nieczynne, to piszę, kładę zmiennikowi na honorowym miejscu. Mija szychta, druga, wracam i co widzę?<br>- Też szybki jesteś - zauważył sierżant.<br>- Bo ją jakiś kretyn na koniec wepchnął! Ile razy się umawiałem z jełopami, żeby kłaść według ważności! A tu masz, o... Kradzież kury - z przodu. Rower zginął... no, dobra, rower niech będzie, dla niektórych to dziś majątek
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego