Chwiały się <page nr=11> na nich, jak bielizna na wietrze, jaskrawo malowane kartony jak morskie dno przeświecały się kolorowymi liniami meduz i korali poprzez błękitny opar. W czarnym oknie, odgrodzony szybą od nocy, zaplątany w cienką koronkę firanki, wyszachrowanej za psie pieniądze od złodziejki kolejowej, smętny, zapijaczony skrzypek (który uważał siebie za impotenta) na próżno usiłował jękiem instrumentu zagłuszyć charczenie patefonu. Zgarbiony jak pod workiem cementu, wydobywał ze skrzypiec z ponurą zaciętością jeden tylko pasaż. Od dwu godzin ćwiczył się do niedzielnego koncertu poetycko-muzycznego. Występował wtedy umyty, w wizytowym garniturze w paski, miał twarz melancholijną i oczy senne, jakby czytał z powietrza