nowojorczyka, jadł, będąc nieco snobem, jedynie friskies - kocie sucharki specjalnie produkowane dla kotów. Wierzcie lub nie, nie ruszał jajek czy ryb z puszek, sera i innych u nas w Polsce przysłowiowych frykasów. Czasem, może przez grzeczność, łaskawie spijał kilka łyżek mleka skondensowanego. Kilka, łaskawie. Jeśli nie dostał frysek, potrafił nie jeść cały dzień, mając pod nosem sardynkę i plaster sera.<br> Zabawna rzecz, jeśli już o kotach. Pani jego serca, Barbakanka, przywieziona z Polski w kieszeni płaszcza jako mała puchata kulka, mimo że również wychowana na fryskach, bez dyskusji zjada wszystko, co się jej podaje, gdy na przykład akurat frysek zabraknie. Widać