obciągnęła sukienkę. Zręcznym ruchem dłoni, uniesionej jak gdyby na pożegnanie, sprawdziła czerwoną kokardę wplecioną we włosy.<br>- To pa, Polek. Zdrowiej szybko. Podeszła leciutko, jakby na końcach palców, dotknęła na moment zimnego i wilgotnego czoła chłopca.<br>- Pa, Polek.<br>- ...<br>- Dlaczego mi nie odpowiadasz?<br>- Przepraszam. Do widzenia. Skrzypnęły drzwi, potem szybki tupot na kamiennym ganku, trzask furtki i cisza. Polek wolno odwrócił się twarzą do okna. Z ciemnych chmur prószył mrok. Wiatr jak kot przebiegł po blaszanym skrawku dachu. Gałąź czochrała się monotonnie o szybę. Znów zegar wybił jakąś godzinę. Na suficie, spośród słojów drzewa sosnowego i zacieków, powstawał zarys jakiegoś zwierza ogromnego, plątanina