okiem sięgnąć, od pierwszej sali do ostatniej, zwanej "Sybirem", roiło się od gości i czarnych kelnerów kołyszących tackami w powietrzu. Romek znał ich kilku z nazwiska <page nr=81>.<br> Pod oknem sprzątał naczynie malutki Kantara z wyłupiastymi oczyma, nieco dalej, z rękami obładowanymi naczyniem, przeciskał się Miecio Sierpowski i krzyczał: "Przepraszam! Przepraszam!" - przy kasie stał Maks, a przy nim dwóch pikolów kawiarnianych.<br>Idąc wzdłuż sali Romek gmerał oczami wśród gości, ślizgał się po twarzach i łysinach, głowę zadzierał do góry: "mam czysty kaftan, jestem pikolem z restauracji i takim szmaciarzom jak wy nie usługuję". Przeszedłszy całą kawiarnię i nie znalazłszy doktora Derenia, dla pewności