chwili rozległy się trąby Sądu Ostatecznego, i wszyscy żywi i umarli<br>powstali i rzucili swoją pracę, i pobiegli w Dolinę Józefata, i gdyby<br>Pan przeliczył wszystkie owieczki swoje, to okazałoby się, że jednej z<br>nich brak. Tym baranem byłby Cypcer. Samotnie jak potępieniec, w<br>popołudniowym upale, przemierzałby pusty obszar ziemi, kiwając się jak<br>Żyd na furce ciągnionej przez chłopską chabetę, głuchy na trąby, na<br>wołanie Boga, wpatrzony we własną duszę, która rosła w nim i wydawała<br>się większa niż drzewa, niż wielkie góry, u stóp których jechali. Dusza<br>ta urągała wszystkiemu i Bogu. Na szczęście żadne trąby się nie<br>odezwały i nikt