dziewczyna, pewnie uczennica. W ręce miała gałązki bazi wierzbowych. Skręciła w lewo, do kaplicy. Uśmiechnął się. "Takie same kotki, jak nad..." Mignęły mu bazie przed oczami i nos upudrowały, nim zdążył nazwać miejscowość i mostek, i ścieżkę stromą. <br>Już drzwi zakrystii. Zapukał. Nie zrozumiał słów, ale pojął ton zapraszający. Zważył klamkę i wszedł. ,,Kuchnia!" <br><br>Na manichejskiej szachownicy posadzki stała wspaniała "królówka" o bujnych włosach zgarniętych w siwy kok. "Gospodyni proboszcza". Patrzy na przybysza, na walizkę. Już wie. <br>- Ein Moment, bitte... Zniknęła w sąsiednim pokoju. Dopiero teraz odetchnął. Postawił walizkę. Zza drzwi dochodził głos kobiety. "Głupim, przecież mam list do księdza