Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
się, że w Warszawie wszyscy mówią po polsku, a kościołów jest tyle, że panna Kazimiera będzie mogła modlić się od rana do wieczora.

Wreszcie ojciec po pbwrocie z depo na obiad oznajmił, że wyjeżdżamy nazajutrz wieczorem.

Cały dom od wczesnego ranka był na nogach. Tekla smażyła kotlety, piekła kury, gotowała kompot na drogę. Panna Kazimiera myła mnie i szorowała jak stary, zakopcony garnek. Meble spowito w pokrowce; zapach naftaliny aż kręcił w nosie.

Gawriła obwiązał kosz grubym sznurem i w końcu matka oświadczyła, że wszystko jest gotowe do drogi.

Zapadał zmierzch. Przyszło dwóch ludzi i wyniosło kosz, potem kufer, walizkę, łubiane
się, że w Warszawie wszyscy mówią po polsku, a kościołów jest tyle, że panna Kazimiera będzie mogła modlić się od rana do wieczora.<br><br>Wreszcie ojciec po pbwrocie z depo na obiad oznajmił, że wyjeżdżamy nazajutrz wieczorem.<br><br>Cały dom od wczesnego ranka był na nogach. Tekla smażyła kotlety, piekła kury, gotowała kompot na drogę. Panna Kazimiera myła mnie i szorowała jak stary, zakopcony garnek. Meble spowito w pokrowce; zapach naftaliny aż kręcił w nosie.<br><br>Gawriła obwiązał kosz grubym sznurem i w końcu matka oświadczyła, że wszystko jest gotowe do drogi.<br><br>Zapadał zmierzch. Przyszło dwóch ludzi i wyniosło kosz, potem kufer, walizkę, łubiane
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego