Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
Zaduszki i jeszcze dwa tygodnie. Przystanęli na chwilę i przyglądali się dziadom. Ślepy robił niesamowite wrażenie, miał puste oczodoły. Beznogi huczał cerkiewnym basem, a gęsta zmierzwiona broda upodobniała go do mnicha.
- E, marne dziady - orzekła Wala. - U nas, na Ukrainie, to było dziadów a dziadów. Mrowie takie, jakby powyłazili spod korzeni.
Gdy weszło się za bramę, cmentarz wyglądał jak barwny jarmark, targowisko albo niezwykła biesiada dla kilkuset osób, rojna i gwarna. Na mogiłach, obrusami przykrytych, stało mnóstwo jadła. Jurkowi i Wali oczy zabłysły, zgłodniali dopadli pierwszej z brzegu mogiły. Należało perechrestytsia, co skwapliwie uczynili, po czym gospodyni wręczyła im po obfitym
Zaduszki i jeszcze dwa tygodnie. Przystanęli na chwilę i przyglądali się dziadom. Ślepy robił niesamowite wrażenie, miał puste oczodoły. Beznogi huczał cerkiewnym basem, a gęsta zmierzwiona broda upodobniała go do mnicha.<br>- E, marne dziady - orzekła Wala. - U nas, na Ukrainie, to było dziadów a dziadów. Mrowie takie, jakby powyłazili spod korzeni.<br>Gdy weszło się za bramę, cmentarz wyglądał jak barwny jarmark, targowisko albo niezwykła biesiada dla kilkuset osób, rojna i gwarna. Na mogiłach, obrusami przykrytych, stało mnóstwo jadła. Jurkowi i Wali oczy zabłysły, zgłodniali dopadli pierwszej z brzegu mogiły. Należało &lt;foreign&gt;perechrestytsia&lt;/&gt;, co skwapliwie uczynili, po czym gospodyni wręczyła im po obfitym
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego