małżonce moje uszanowanie.<br>Poszedł, pod sztywnym niebem było na przemian zimno i ciepło, opływały go strumienie chłodnego powietrza. Niebo gładkie jak wypolerowany ołów, kolor, jaki spotyka się na dachach starych kościołów. Gwiazdy po jednej stronie nieba błyszczały, białoniebieską, bardzo fosforyzującą i kłującą w oczy ostrością, po drugiej mrugały jak syte koty. Z rowów dymiła modra rosa. Popiskiwały naginane wysokim wiatrem czubki najwyższych drzew. - Gotycka pogoda - powiedział do siebie Jassmont. Ktoś gdzieś zamykał okiennicę, ryglowano wrota do stodoły, skrzypnęły zawiasy, zajęczały belki. Zarzęził kołowrót u studni, powiało tajemnicą. O Jassmonta otarł się liść, może to było źdźbło trawy albo gałązka rzucona po