jakże, wypinam pierś do ściany i wciągam brzuch, który nagle przykleja się do kręgosłupa i nie chce się odkleić. Przekładając słuchawkę do lewej ręki, prawą wypowiadając szybko zaklęcie sumatrzańskich cudotwórców, pozwalające bezkrwawo penetrować sobie wnętrzności, łapię rozczapierzonymi palcami żołądek i jednym szybkim ruchem odklejam go z charakterystycznym odgłosem plaśnięcia od kręgosłupa i zostawiam tam gdzie jego miejsce. Teraz czuję się świetnie, przynajmniej psychicznie. Wczoraj byłem na dwugodzinnym spacerze z koleżanką, która mieszka koło psychiatryka na Sobieskiego, chwalę się, przeszliśmy przez cały Wilanów i Sadybę, spałem później dwanaście godzin, dopóki w samo południe nie obudził mnie telefon od Lewego. Oczywiście z koleżanką