dwa koszyki, miskę, na głowę włożyła ogromny dziurawy kapelusz, zwany przez Marylkę "słomianką" i ruszyła w poszukiwaniu odpowiedniego do łuskania miejsca. <br>Gabriela nie lubiła pracować w kuchni czy na podwórku. Do swych czynności gospodarczych wynajdowała zawsze jakieś zupełnie nieprawdopodobne miejsca. <br>Tym razem obrała kącik sadu, tuż nad rzeczką. Był tam krzak caprifolium bardzo pachnący, stary jałowiec foremny jak głowa cukru, kilka lip rozłożystych i mnóstwo splątanych krzewów, nie znanych Gabrieli z nazwy. Miejsca wśród tego gąszczu było tylko tyle, by z dwóch stron wcisnąć dwa koszyki, a przed sobą umieścić miskę. A już jej wierny przyjaciel, białostopy kundys, Bosy, musiał sobie