zrozumienia, że bez ostatnich słów jego ukochanego przyjaciela nie ma dla niego życia. Ta straszna myśl, że ich nie zna, zatruje mu duszę na śmierć, na amen! Koniec świata, dno i mogiła!<br>Stanęłam na wysokości zadania i moje przedstawienie było nie gorsze niż jego. Łapałam się za głowę, zamykałam oczy, łamałam ręce, składałam mu wyrazy współczucia, rozmaite rzeczy robiłam, ale wreszcie musiałam powiedzieć coś konkretnego.<br>- Wydaje mi się, że mówił jakieś liczby - wyznałam cichym, śmiertelnie smutnym głosem. - Jakieś liczby bez sensu, oderwane...<br>- Jakie? Jakie liczby? - wyszeptał rozczochrany prawie bez tchu.<br>- Nie pamiętam. Różne. Powtarzał je kilka razy...<br>- Skoro powtarzał kilka razy