po kątach, jak tamta para... Wspaniały chłopak. Sama radość. Poszedł na ochotnika. Przysięgłam, że będę czekała. Miał pisać. Nie dostałam ani jednego listu. To był rok czterdziesty trzeci. Birma. Zginął na tej piekielnej drodze do Mandala. Zamordowali go Japończycy.<br>Przysunęła się, bo wiatr porywał słowa, stała tak blisko, że spódnica łopotała mu o kolana, chwytał zapach rozgrzanego ciała.<br>- Chciałam jakoś być z tymi, którzy walczą. Pracowałam wtedy w szpitalu w Melbourne. Jeszcze nic nie wiedziałam o wojnie. Rannych nie mieliśmy zbyt wielu... Ani morze, ani dżungla nie zwraca ofiar - mówiła w jakimś zapamiętaniu, wiatr głośno zawodził, szumiało w dole, chwilami do