tak zasmucił.<br> Słońce coraz bardziej wydłużało nasze cienie, które szły przed nami,<br>i w pewnej chwili zobaczyłem, że cień matki obija się o mój cień,<br>zachodzi na mój cień, chociaż nie szliśmy wcale blisko siebie. Jej cień<br>był zresztą dużo wyższy od mojego, a jeszcze rósł i rósł, a mój malał<br>przy nim, kurczył się, jakby słońce tylko za nią zamierzało zachodzić,<br>a za mną wciąż stało na niebie. Aż się obejrzałem, czy może nie<br>rozdwoiło się na jej i moją połowę.<br> Zbliżaliśmy się do wału. Droga zaczęła się wznosić łagodnym podjazdem<br>dla koni i wozów, opadając taką samą łagodnością po