łuny bijącej od fabryki, długa jego postać <br>sięgała aż pod samo niebo.<br><br>Dopiero gdy tramwaj skręcił w ulicę Niezapominajek, <br>straciliśmy inżyniera Kopcia z oczu. Niebawem wjechaliśmy <br>na samogrający most, który tym razem odegrał na trąbkach <br>marsza muchomorów.<br><br>Pan Kleks, chcąc widocznie wypróbować swoje nowe dziurki <br>w nosie, wtórował mostowi nucąc melodię przez nos.<br><br>Gdy dojechaliśmy do placu Czterech Wiatrów, było już <br>zupełnie ciemno, dlatego też pan Kleks rozdał nam płomyki <br>świec, które przechowywał w kieszonce od kamizelki, <br>i w ten sposób dotarliśmy wreszcie późnym wieczorem <br>do naszej Akademii.<br><br>W domu czekała nas przykra niespodzianka.<br><br>Wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i przejścia opanowane