Typ tekstu: Książka
Autor: Buczkowski Leopold
Tytuł: Czarny potok
Rok wydania: 1986
Rok powstania: 1957
na lewo, byłaby żyła. - O, Materdea! - zastękał Bańczycki.
- A jak się ono ma? - zapytał Keller, odrzucając trzaseczkę od siebie. - Niby dobrze. Brakuje mu... - Mlika? - Ale, mleka. Krosta to straszna rzecz.
- A kula niestraszna? - Głupstwa gadasz, Kweller. Kula u nogi straszniejsza.
Bańczycki położył laskę na ramieniu, kciukiem poskrobał czoło.
Postali chwilkę milcząco.
Potem weszli obydwaj do letniej werandy, zasypanej polanami, wiązkami chrustu, paczkami i blaszanymi rupieciami.
W fundamencie pod kuchnią była dziura królicza.
Bańczycki jeszcze w śródleciu, w samą spiekotę słoneczną rozszerzył siekaczem tę czarną jamę o sypkich ścianach.
Glinę wynosił w koszyczku na grządki i rozsiewał po łobodzie.
- Na dnie jest
na lewo, byłaby żyła. - O, Materdea! - zastękał Bańczycki.<br>- A jak się ono ma? - zapytał Keller, odrzucając trzaseczkę od siebie. - Niby dobrze. Brakuje mu... - Mlika? - Ale, mleka. Krosta to straszna rzecz.<br>- A kula niestraszna? - Głupstwa gadasz, Kweller. Kula u nogi straszniejsza.<br>Bańczycki położył laskę na ramieniu, kciukiem poskrobał czoło.<br>Postali chwilkę milcząco.<br>Potem weszli obydwaj do letniej werandy, zasypanej polanami, wiązkami chrustu, paczkami i blaszanymi rupieciami.<br>W fundamencie pod kuchnią była dziura królicza.<br>Bańczycki jeszcze w śródleciu, w samą spiekotę słoneczną rozszerzył siekaczem tę czarną jamę o sypkich ścianach.<br>Glinę wynosił w koszyczku na grządki i rozsiewał po łobodzie.<br>- Na dnie jest
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego