jak rtęć.<br>Daleko łańcuchy górskie skrzyły się od gwiazd. Powietrze drgało pełne niebieskich pyłów, połyskliwych, niepokojących. Koguty ochrypłymi głosami obwołały północ, rozległa cisza kładła się na serce. Nie mąciło jej bliskie łkanie szakali, pomykały parami zaniepokojone niezwykłą jasnością pełni.<br>Na dziedzińcu, w kałuży ruchliwego srebra, wlokąc długi, pokraczny cień, krążyła milczkiem suka w dziwacznym pancerzu, podobna do przedpotopowego zwierza. Wsparty o ścianę zajazdu, po chłopsku przykucnął urzędnik, Hindus, okrywszy się kocem, łyse ciemię lśniło w ulewie księżyca.<br>- Pilno panu utracić siebie, zagubić się we śnie? - przytrzymywał Tereya. - Niech pan usiądzie na kamieniu. Porozmawiamy chwilę. Co za wspaniała noc. Pani już usnęła